Na piątek miałam do zrobienia bukiet ślubny, oraz dekorację samochodu. Oczywiście wszystko sobie ładnie zaplanowałam, kiedy co przygotować, kiedy kupić kwiaty, itp.
Wszystko byłoby według planu, jednak z małym dzieckiem zawsze trzeba brać poprawkę, na rzeczy niespodziewane. Tym razem również nie obyło się bez niespodzianek, ponieważ zaczęły pojawiać się ząbki, a co za tym idzie ciężkie noce. I w ten sposób zaplanowany wyjazd na giełdę było trzeba przełożyć na ostatnią chwilę, ale wiedziałam, że i tak zdążę.
Zazwyczaj to wyglądało tak, pobudka praktycznie w nocy, karmienie, wyjazd na giełdę tak, żeby zdążyć przed następnym karmieniem i wyjściem męża do pracy. Tym razem mąż miał urlop więc mogłam poczekać, aż dziecko się obudzi, nakarmić i jechać.
Pierwszego dnia kiedy zaplanowałam wyjazd na giełdę, wykąpałam się i jeszcze nie wyszłam z łazienki i słyszałam, że Mała się obudziła. Oczywiście mąż interweniował, a ja w ekspresowym tempie dokończyłam, kremowania, itp. a właściwie to nawet ominęłam i spieszyłam się, żeby nakarmić dziecko. Wchodząc do pokoju widziałam, że Mała leży na naszym łóżku i wygląda nie ciekawie. Okazało się, że ziemniak, którego zjadła jej nie posłużył i po godzinie męczarni zasnęła z nami w łóżku, a później dopiero ja.
Obudziłam się z nią rano na karmienie, ale po jedzeniu zasnęła, a ja nie miałam siły na to żeby wstać. Stwierdziłam wtedy, że przełożę wyjazd na następny dzień.
Następnego dnia wieczorem, tak jak poprzedniego poszłam się wykąpać i sytuacja była identyczna jak poprzednio, ale Mała leżała w łóżeczku i jak już zasypiała zaczynała się miotać i popłakiwać. Po karmieniu ożywiła się i bawiła w łóżeczku do godziny 2, a jak już zaczęła zasypiać to znowu, miotanie i popłakiwanie. Tym razem znowu zabrałam ją do naszego łóżka i podczas kolejnego karmienia zasnęła. Budziła się w nocy kilka razy i jak ją karmiłam zasypiała znowu.
Już wtedy wiedziałam, że wyjazd po kwiaty muszę przełożyć bo po 2 godzinach snu nie wstanę, a nawet jeżeli nie wiadomo kiedy dziecko się znowu obudzi.
Następnego dnia wieczorem mąż przez przypadek znalazł przebity ząbek i wtedy już wiedzieliśmy jaka była przyczyna ciężkich nocy.
Ja natomiast rano pojechałam na giełdę i nie dosyć, że zdążyłam ze spokojem wrócić to jeszcze oczyścić kwiaty i włożyć je w odżywkę i dopiero po tym czasie Maluda się obudziła.
Po karmieniu zasnęła jeszcze na 2 godzinki, a ja kończyłam przygotowania, mało tego zjadłam nawet śniadanie, które przygotował mąż ;)
Na szczęście wszystko co było potrzebne poza
kwiatami kupiłam już wcześniej i montaż kwiatów to już była chwila w tym
przypadku. Więcej czasu trwało przygotowanie całej reszty.
Na godzinę 13 byłam umówiona na dostarczenie kwiatów i dekorację samochodu. Pojechaliśmy wszyscy, mąż poszedł z dzieckiem na spacer, a ja po kontakcie z Panem Młodym oddałam bukiet i butonierki i zajęłam się montażem dekoracji na samochodzie.
Okazało się, że samochód stał na parkingu podziemnym w hotelu i nie byłoby problemu gdyby nie fakt, że na parkingu światło włączało się na fotokomórkę, więc co jakiś czas musiałam zrobić sobie przerwę, żeby zaświecić światło.
Po pół godziny walki dekoracja była gotowa. Zadzwoniłam po Pana Młodego, żeby zobaczył efekt i żeby się rozliczyć do końca, wcześniej oczywiście porobiłam zdjęcia.
Po powrocie do domu zdjęcia mi się skasowały i tyle było z tego wszystkiego, na szczęście przypomniałam sobie, że kilka zdjęć zrobiłam męża telefonem i oto te zdjęcia.
Liliowy bukiet na mikrofonie i butonierki.
Niestety zdjęć samochodu nie mam, ale zobaczymy czy uda się je dostać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz